Jak dobrze wiecie nie jestem specem od gotowania, przepisów czy innych kuchennych historii. Ale się staram! Bo właściwie nie mam wyjścia. I dlatego często korzystam z różnych pomocnych narzędzi. Takim narzędziem są oczywiście strony z przepisami, ale nic nie dorówna dobrze wydanej książce kucharskiej. Zdecydowanie jestem książkoholiczką, lubię po prostu mieć książki. Lubie je posiadać, lubię ich papier i zapach, szczególnie jak są prosto z drukarni. Oczywiście nie to, że leżą odłogiem. Ja je czytam, wracam do nich. Jeśli chodzi o kucharskie pozycje książkowe to wracam do nich nieustannie, często coś tam modyfikuję. I u mnie te książki tylko na początku wyglądają ładnie. Potem niestety są mocno „nadwyrężone” 🙂 To znaczy pozaznaczane kartki, często zachlapane czymś, czasami pogniecione. Takie wiecie, kuchenne użytkowanie.
I tu przychodzi trzecia książka wydana samodzielnie przez Nicolę, oczywiście MamęGinekolog:) Tym razem książka jest kucharska, choć daleko jej do typowej książki kucharskiej, książkę Nicoli doceniam bardziej, zawiera jeszcze opowiastki z życia, anegdoty czy historyjki, które niewątpliwie upiększają przepisy w niej zawarte. Co jest cudowne, książka zawiera większość zdjęć, które robi sama autorka.
Jeśli zaś chodzi o samą merytorykę kulinarną to widać wiele naleciałości z innych krajów, przepisy są pełne smaku, przypraw i zapachów. Co mnie zdecydowanie zachwyca to milion wersji na jedną, podstawową zupę czyli rosół. Nigdy nie jadłam rosołu z naleśnikami czy też z kukurydzą.
Z tą książką jesteście stworzyć cały dwudaniowy obiad. I choć jako lubiący słodkie łasuszek brakuje mi tutaj (jest tylko jeden) przepisów na desery, to nie będę płakać, tiramisu też gwarantuje pyszne zakończenie obiadu:) Co więcej, w książce znajdziecie kilka słów od rodziny i przyjaciół Nicoli. Wzruszające i dopełniające jej kulinarną historię.
Książka jest podzielona na rozdziały, dotyczące poszczególnych dań: rosół, ryby czy kluski i spółka itd. Jest przejrzysta, fajnie skompilowana. Zawiera świetny papier, twardą okładkę. Czekam na drugą część:)
Jak szukacie fajnej książki kulinarnej dla siebie, która nie dość, że jest użyteczna to jeszcze bardzo dekoracyjna:) lub dla kogoś na prezent, to serdecznie polecam ISOG:)
A teraz…lecę do kuchni…Keep Calm and Carry On:)