Czy te fochy, płacze i tupanie nóżką się kiedyś skończy? Czy to zęby idą, a może wkraczamy w okres buntowniczy? I choć psychologia wyklucza pojęcie buntu dwulatka, większość mam się nim posługuje.
Szczerze mówiąc nie wiem czy w naszym wypadku jest ten właśnie o to jakże osławiony skok rozwojowy czy nie coś innego. Ale płaczliowść, marudność, jękliwość jest na poziomie ponad przeciętnym. Alternatyw jest kilka:
- skok rozwojowy – bunt
- idą 3 i 5 (zęby)
- wrodzona wredota i marudność
- po matce meteopatka
No każda ewentualność możliwa..Macie jakieś typy? A może jakieś sposoby na radzenie sobie z owym trudnym zwierzakiem, choć może teraz powinnam powiedzieć high need baby, co prawda najwłaściwsze określenie to ta najukochańsza istotka:) Tak czy siak macie? To się podzielcie!!
Tak czy owak, rozwój dziecka pomiędzy 18 a 26 miesiącem życia dziecka:D Jest to zespół wszelkich zachowań, które występują ponieważ dziecko zaczyna zdawać sobie sprawę z różnych rzeczy, głównie związanych z tym czego chcą, a nie dostają tego natychmiast. Zaczynają pojawiać się emocje z którymi owy dzieć nie umie sobie poradzić np. frustracja, złość, smutek.
Jak się zachowuje buntownik? Rzuca wszystkim, płacze, krzyczy, bije, popada w skrajności, wiecznie tylko „nie i nie” bez względu na to czego owe „nie” dotyczy. To tak w skrócie. Jak jest każde rodzic (chyba każdy) wie.
Powiem jedno, jest to etap tak frustrujący i nerwowy dla rodzica, że „ja cię kręce”.. Bo to my mamy być Ci rozsądni i opanowani. Ale wierzcie na słowo jest to trudne jak cholera. My mamy za sobą już pierwszą histerię w sklepie włącznie z rzucaniem się na podłogę. Ciągłe wymuszanie płaczem, właściwie wszystkiego. Co nas jeszcze czeka, nie wie tego nikt. Ale serio, albo się wyśpię i cierpliwość mi się wzniesie na wyżyny albo padnę i też będę wymuszać płaczem 😉 Nie miejcie złudzeń piszę ten post po jednym z takich dłuuugggich i męczących dni, Julia śpi, a ja piszę, bo żem sobie zaplanowała, a ja obowiązkowe dziewczę jestem:) Ale ledwo trzymam kręgosłup w pionie, oczy mi się same zamykają, kończę robić jedzenie do pracy i chyba idę się położyć, bo inaczej to kiepsko to widzę. Macie tak, znacie to? Da się przeżyć?
A teraz…padam na ryjek…Keep Calm and Carry On:)