Jak Zabłocki na mydle….

przez j

Tęskniliście za opowiadaniem gościnnym?! To przed Wami kolejna życiowa odsłona:D Miłej lektury:)

O matko jak miało być pięknie! Jak miało być cudownie! W końcu znalazła pracę, poza szkołą, mogła się wyrwać, zmienić coś w swoim życiu…

Na pierwszej rozmowie o pracę padło pytanie skąd chęć takiej zmiany. Jej odpowiedź spotkała się ze zrozumieniem. Miała się też opisać w trzech słowach, miała podać swoją wadę – coś za co była krytykowana. Musiała również powiedzieć jak poczułaby się, gdyby ktoś posądził ją o kłamstwo. Z każdego pytania starała się wybrnąć w jakiś elokwentny sposób, w końcu jest osobą wykształconą i nawet zna jakieś mądre słowa, więc to chyba czas żeby nimi zabłysnąć. Minusem jej całego błyskotliwego wystąpienia był trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Mógł on przekreślić jej starania.

Jednak….

Po tygodniu telefon odezwał się po raz kolejny i została zaproszona na drugi etap rekrutacji. Tym razem rozmowę przeprowadzała kierowniczka miejskiego oddziału firmy. Tym razem padły pytania dotyczące studiów i kursów. Znowu usłyszała, że skoro jest nauczycielem angielskiego to nie ma potrzeby sprawdzania poziomu opanowania języka. Padło pytanie o to jak radzi sobie z dokumentacją. No raczej, że świetnie… w końcu zawsze była za to chwalona.

Zarówno na pierwszej, jak i na drugiej rozmowie praca przedstawiana była jako niezwykle dynamiczna, ciekawa, w ogóle ach i och. Zachwycała ją perspektywa ciągłego kontaktu z językiem i z ludźmi. Wydawało się, że to wprost wymarzona praca dla niej. Skakała ze szczęścia jak w kolejnym tygodniu dowiedziała się, że ją dostała, że jest warta tego żeby na nią poczekać nawet te trzy miesiące.

Dzień pierwszy. Biuro okazało się klaustrofobiczną norką, w której panował totalny chaos. Od razu zostało jej wytłumaczone, że to przez to , że ostatnio strasznie dużo się działo i po prostu nie było czasu na to żeby cokolwiek ogarniać i po prostu osoby tu pracujące korzystały z każdego skrawka przestrzeni, żeby rozkładać dokumenty i inne niezbędne w tym napiętym okresie rzeczy. Ale spokojnie, wszystko będzie uprzątnięte. No OK, niechaj i tak będzie.

Dostała swoje biurko, swój komputer, nawet telefon służbowy. Dowiedziała się, że nawet głupiego ołówka nie musi organizować we własnym zakresie, bo to leży w gestii firmy. Była w szoku. Przez 10 lat pracy w szkole przywykła do tego, że kwestie papiernicze… ba! Wszelkie kwestie… musiała pokrywać z własnej kieszeni.

Jakież było jej rozczarowanie, gdy okazało się, że praca nie jest ani tak dynamiczna, ani tak wspaniała, z tym kontaktem z ludźmi też szału nie było – opierała się głównie na mailach i rozmowach telefonicznych… a szefowa… tak, to ona była całym dynamizmem tej pracy. Biegała po tym „przeogromnym” biurze jak kot z pęcherzem i tylko powtarzała: „o matko, tyle jest do zrobienia, tyle do ogarnięcia… dobra, czas się spiąć i to wszystko ogarnąć”, po czym zasiadała do komputera i tworzyła jednego maila przez PÓŁ godziny… a na jej biurku było wszystko – totalny rozgardiasz… nie mieściło się to w głowie – jak osoba, która na rozmowie o pracę pyta o radzenie sobie z dokumentami, może mieć swoje stanowisko pracy w takim stanie?! A może ona po prostu szukała kogoś kto jej ten porządek zaprowadzi? W końcu w styczniu poszukiwała teczki sprawy z listopada… nie, nie znalazła.

Czuła się tam tragicznie, dostawała klaustrofobii w tej komórce, nie miała się do kogo odezwać, nie mogła znieść widoku i głosu szefowej (jak rozmawiała przez telefon to było ją słychać z 10 pięter niżej.. z całą pewnością; jak się śmiała to wydawała z siebie dźwięk osiołkowej paszczy: „i ooo, i ooo”, albo coś na kształt śmiechu Goofiego; a jak jadła… napychała buzię jedzeniem, po czym nagle uznawała za stosowne coś powiedzieć.. tak, z jedzeniem w buzi.. i mlaskała).

Wiedziała, że nie mogła tu zostać, bo to groziło czyjąś śmiercią… albo ona wyskoczy z 10 piętra, albo w afekcie uśmierci szefową… a nie można do tego dopuścić… trzeba uciekać… żeby nie oszaleć do reszty… tylko dokąd…

No właśnie dokąd to wszystko zmierza? 

A teraz….ehhh… Keep Calm and Carry On:)

You may also like

Napisz komentarz