Czy masz pajączki?

przez j
0 komentarzy

Niektórzy mają dużo odwagi i zgłaszają się na różne zabiegi poprawiające urodę, oto jeden z takich śmiałków i owy zabieg:) Ciekawi co do tego mają pajączki i różne pajęczynki:) Zapraszam:D

J.

Pajączki… małe koszmarne, niebiesko-czerwone linie, które postanowiły rozgościć się na jej nogach… nienawidziła ich. Wzięły się niewiadomo skąd i niewiadomo kiedy. Były od zawsze. Były jej zmorą, jednym z największych kompleksów. Od dawna chciała się ich pozbyć, ale nie miała odwagi poddać się zabiegowi… i tak sobie z nimi żyła. Zawsze kiedy nadciągało lato, ciepło i czas noszenia zwiewnych, krótkich sukienek jej kompleks urastał do monstrualnych rozmiarów. No bo jak tu się pokazać na świecie z takim paskudztwem na nogach? Z cała pewnością wszyscy ludzie, którzy ją mijali na ulicy widzieli te potworki.. a przynajmniej tak się jej wydawało i nie dawało spokoju. Niestety nadal nic z tym nie robiła. Do czasu…

W końcu zebrała się w sobie i powiedziała DOŚĆ! Czas najwyższy rozprawić się z tym kompleksem. Raz kozie śmierć. Skleroterapia jedynym ratunkiem. Umówiła się na konsultację do flebologa (lekarz „od żył”). Poszła z duszą na ramieniu, bo co jeśli okaże się, że jej przypadek jest beznadziejny i nie da się nic zrobić z tą pajęczyną? Stres był ogromny. Pani doktor obejrzała jej nogi, od razu zrobiła też USG żył. Wynik był właściwy – żyłki miała zdrowe jak ryba 🙂 Można było zacząć działać. Wyznaczyła datę zabiegu.

Tydzień później, w środę,  dzielnie stawiła się w gabinecie lekarskim. Pani doktor kazała się jej położyć na istnym narzędziu tortur – na leżance, którą obraca się z pionu do poziomu. Dość wysokie było to łóżeczko – nawet przy swoim wzroście musiała się na nie wdrapywać z użyciem krzesła. Sam zabieg nie był straszny, jednak do przyjemnych by go nie zaliczyła. Polega on na ostrzykiwaniu popękanych naczynek specjalnym preparatem, który je zamyka. Zatem tego wieczora została wielokrotnie potraktowana igłą (na szczęście malutką i cieniutką). Były miejsca, gdzie nawet nie czuła ukłuć – łydki, ale były też takie, że musiała bardzo nad sobą panować, żeby nie poruszyć nogą – okolice kostek. W miejscu każdego wkłucia miała zakładany mini opatruneczek. Trochę się tego narobiło. Żeby opatrunki zostały na swoim miejscu, na nogi naciągnięto jej cienkie podkolanówki. A na to wszystko samonośne pończochy uciskowe. Nie mogła tej konstrukcji ruszyć aż do wizyty kontrolnej – w poniedziałek – za 5 długich dni.

Oj bardzo długie były te dni. Warstwa opatrunków i plastrów doprowadzała ją do szewskiej pasji. Opatrunki uwierały przeokropnie, a plastry gryzły, szczypały, swędziały, kuły… nie mogła się normalnie ubrać. W końcu miała na nogach dodatkową warstwę, dość mocno nieregularną – jej nogi w pończochach wyglądały trochę tak, jakby była w bardzo zaawansowanym stadium żylaków. Zatem sukienki nie wchodziły w grę, ba! Nawet zbyt dopasowane jeansy nie miały racji bytu, z resztą i tak by ich nie naciągnęła na siebie. Ale nawet spodnie o szerszych nogawkach były koszmarem. Wystarczy sobie wyobrazić to uczucie, kiedy zimą założy się rajstopy pod spodnie – już to jest bardzo niekomfortowe, a ona pod tymi „rajstopami” miała jeszcze tony gazików – czyta MA-SA-KRA.

Na szczęście dożyła do kolejnej wizyty, nie zerwała z siebie tej zbroi. Pani doktor w 5 minut wyswobodziła ją z pończoch i zaczęła odklejać opatrunki. Pomijając to, że nogi wyglądały jak totalnie pognieciona ciastolina, była bardzo zadowolona z efektu. Fakt, wszystkie pajączki nie zniknęły, ale było ich zadziwiająco mało. Nie mogła w to uwierzyć. Niestety z czasem okazało się, że na prawej nodze sytuacja nie uległa zmianie… jak pajęczyna była tak jest, niestety. Ale rejon kostek, obu, był nie do poznania – można powiedzieć – efekt WOW. Lewa noga pozbyła się pajęczyny z rejonów piszczela, a łydka zaczęła wyglądać nieco lepiej.

K.

A teraz…Keep Calm and Carry On:)

0 komentarzy
0

You may also like

Napisz komentarz