Adaptacja przedszkolna to temat, który głównie zajmuje karty Internetu we wrześniu i opisuje proces adaptacji u dzieci i wszystkie rady skupiają się tylko na tym maluchach, ja się pytam gdzie w tym wszystkim miejsce na emocje rodziców??? Emocje rodziców to dopiero jest kosmos, serio, temat rzeka, ale zacznijmy od początku te moje przemyślenia:)
Ile razy przed ciążą mówiłam, po pół roku wracam do pracy….Będąc w ciąży – ale rok „urlopu” to mi się należy…. Ile razy mówiłam, pójdzie do przedszkola tak szybko jak się da….W wieku trzech lat właściwie się cieszyłam, że się nie dostała….A teraz kiedy poszło rzeczone dziecko do przedszkola – matka wariatka (a i ojciec nie jest lepszy) świruje, że jak jej tam / oby coś zjadła / żeby dała radę….I milion rzeczy na raz…
Zaznaczam, że aktualnie to piszę bo właśnie ktoś (czytaj przedszkole) czerpie przyjemność z obcowania z tą małą istotą, i w związku z tym mogę robić co chce…Co chcę, napisałam, jakby ktoś nie doczytał….no tylko mamy mały problem…………….
Ja serio nie wiem co zrobić z tym wolnym czasem. Z jednej strony można by było powiedzieć: idź spać – wyśpisz się!! Ale jak się pytam?! Myślę ciągle o tym jak jest w tym przedszkolu przecież, a to się miesza jeszcze z tym entuzjazmem mikro „wolności” bo przecież mogę leżeć na podłodze, wypić ciepłą kawę czy też w końcu posłuchać takiej muzyki jakiej chce, a nie w kółko Let It Go!! i nikt mi nie mówi: mamo, mamo, mamo….siku / jesteś Elsą / Anną / Swenem / Księciem / krową czy czymkolwiek innym….
Także mam dość duży dysonans poznawczy, bo jak się dorosły człowiek ma tak z chwili na chwilę odnaleźć w nowej sytuacji?! No tak, powiecie, że przecież te cztery lata temu też musiałam – no tak. Ale…bo wiecie zawsze jest ale 🙂 Ale burza hormonów i adrenalina trzymała mnie jakoś w takim nierealnym świecie, aż się przyzwyczaiłam.. Tak samo jak już można powiedzieć przyzwyczaiłam się do nocy z przerwami, braku pełnego wyspania i zwiększonej częstotliwości odbierania komunikatów (co prawda to ostatnie przychodzi mi najgorzej, ale się staram)… A tutaj mam autentycznie zagwozdkę jak ogarnąć to na nowo. .
Nie, nie znajdziecie tutaj porad z cyklu: to proces, akceptacja, pomóż dziecku w tym milowym kroku….Po to się zgłoście nie wiem do psychologa albo poradnika.
Ja mam jedną radę dla siebie i dla Ciebie! Weź nie pytaj, weź się przytul….Weź się w garść, poradzi sobie, człowiek to zwierze, przetrwa. Znajdzie rozwiązanie, sprawdzi co może co nie i da radę, ogarnie, a Ty (czytam też ja) zadbaj o swoją psychikę. Ona jest najważniejsza.
A Wy jakie macie złote rady?
Keep Calm and Carry On