Kolejny odcinek z życia wzięty, Kasia i jej przygody…Niestety, znów pod górkę, miejmy nadzieję, że zakończenie będzie pomyślne…
Fruwała z radości pod sufitem! Kredyt w końcu przyznali, teraz juz będzie z górki, na 100%. Jeszcze przed podpisaniem umowy kredytowej, zadzwoniła do Notariusza, żeby zawczasu dowiedzieć się co teraz począć z tym całym szczęściem. Tym razem to już nie ona musiała biegać za papierkologią. Teraz to zadanie należało do Sprzedającego. Przekazała mu zatem całą litanię dokumentów do załatwienia. Ogarnął w dwa dni. Przesłał do Notariusza. Czas umawiać spotkanie, aby formalności stało się za dość. I udało się. Na swoje 33 urodziny sprezentowała sobie mieszkanie.
Pobiegła z Aktem Notarialnym do banku, celem uruchomienia funduszy. To miała być tylko formalność, podpisanie dyspozycji i z głowy… ha ha… trwało to godzinę, życie straciło pół Puszczy Białowieskiej – tyle papierów było do ogarnięcia… sama niestety też przyczyniła się do uśmiercenia co najmniej kilku drzew, bo ze zmęczenia procesy myślowe nie przebiegały u niej zbyt sprawnie i zmuszona była wypisywać jeden formularz trzy razy. Ale przebrnęła. Był to piątek. We wtorek bank miał wypłacić kredyt. ALE…. przecież dyspozycję wypłaty wypisała nie tak… wypisała tylko kwotę dla Sprzedającego, zapominając o kwocie dla siebie… nieszczęsna. Trzeba było poprawiać, uzupełniać… Udało się. Wypłacili. Tego samego dnia odebrała klucze do mieszkania. Dla wsparcia i jednocześnie, żeby sie troszkę pochwalić, zabrała ze sobą Agnieszkę. Wspólnie mierzyły, rysowały, planowały… EUFORIA.
Aż tu nagle…. okazuje się, że ze sprzedażą klitki raczej nie pójdzie jak po maśle….
Kupujący od samego początku zrobili na niej bardzo pozytywne wrażenie. Kontaktowi, pogodni, tacy „do dogadania się”. Oj jak się myliła… znowu… Państwo z każdą drobnostką pędzili na konsultację do Notariusza (zapewne kumpel ze szczenięcych lat). Umowę przedwstępną też oczywiście konsultowali. Zatem, aby nie pozostać dłużną ona też wyciągnęła asa z rękawa i poprosiła o konsultację znajomego Prawnika. A co sobie będzie żałować?! Prawnik naniósł sugestie na już wcześniej weryfikowaną umowę (duma ją rozpierała). Kupujący łaskawie przystali. Cała trójka podpisała. Szanowni zaczęli załatwiać swój kredyt. Decyzję otrzymali wcześniej niż nasza nieszczęśnica. Nie mogła tego pojąć. Jak to? Ona walczy od połowy września i jeszcze sie dobrnęła do końca, a oni zaczęli w październiku i juz mają? TO NIE FAIR!!! Problem polegał na tym, że ona ma już nowe mieszkanie, ale nadal nie „pozbyła się” starego. Bo ciągle coś… Bo Pan w delegacji, a umówmy się – Warszawa z Łodzią czy Aleksandrowem Łódzkim nie łączy. Dodatkowo dowiedziała się, że to ona jest winna zastojowi, bo bank, który ma hipotekę na klitkę wystawił złe zaświadczenie. Bo przecież ona powinna się na tym znać, wiedzieć co powinno być na takowym papierku. Czy to nie oczywiste? Ponadto, insynuowano jej, że usiłuje oszukać Kupujących (a może jednak kupujących, bo na wielką literę trzeba sobie zasłużyć). Tego było za dużo. To nie było na jej nerwy. Trzęsła się z wściekłości przez cały dzień.
Kiedy nieco ochłonęła wpadła na genialny pomysł. A gdyby tak na podpisanie Aktu Notarialnego pójść z pełnomocnikiem? Będzie miała wsparcie. Bo w przeciwnym wypadku będzie sama przeciwko trzem osobom, z których jedna – Notariusz – omota ją prawniczą gadką, której za nic nie zrozumie. Po co się narażać? Skoro ona została posądzona o usiłowanie oszustwa, skąd ma mieć pewność, że kupujący będą uczciwi? Skoro mają życzenie iść na noże, to jest gotowa podjąć rękawicę.
Znajomy Prawnik wyraził chęć wsparcia. Postanowiła skorzystać. A teraz czeka na rozwój sytuacji, zastanawiając się czy zdążą podpisać ten nieszczęsny Akt przed końcem roku…
A jakie Wy macie doświadczenia ze zmianą mieszkania, sprzedażą lub kupnem mieszkania?
A teraz…Byle do przodu…Keep Calm and Carry On:)