Oparzyliście się kiedyś? Na bank tak. Jak kilkakrotnie usłyszałam, że kiedyś oparzenie opatrywało się spirytusem, że najlepiej na ogień dać ogień. Rany jak o tym pomyślę to już mi się robi gorąco.
Tyle razy się oparzyłam, a to łokieć do żelazka i miałam trójkąt, a to dotknełam ręką rozgrzanego piekarnika, czy chociaż wlewając wodę wrzącą do termoforu polałam sobie brzuch i na to wszystko piekący spirytus, a feee…Szok. No to współczuję tym co kiedyś tak sobie uczynili.
Najlepsze na oparzenia?? Woda zimna, chłodna, zamarzająca. Lód. Jak już przestanie boleć to nada się też maść propolisowa czy z witaminą A, bo nawilży spalone miejsce, skóra pod wpływem nawilżenia zrobi się bardziej elastyczna i szybciej będzie się goić. No nie mówię tu o poważnych oparzeniach, nie wiem trzeciego stopnia. Ale takie domowe przypadki, różnie bywa.
Tak więc, nigdy nie zgadzajcie się, żeby ktoś oparzenie opatrywał Wam spirytusem!! Pod bieżącą, zimną wodę i będziecie żyć, nawet śladu potem nie będzie:)
A teraz….Keep Calm& Carry on 🙂