Dzisiaj na łamy wraca powraca K., chce Wam opowiedzieć o ostatnim roku, zobaczmy co się działo i jak to się wszystko skończyło:) Zapraszam!!
Tak, tak, mam świadomość, że gap year dotyczy licealistów, którzy postanawiają zrobić sobie rok przerwy przed pójściem na studia… Ale… ja poniekąd też jestem licealistką, może już nieco podstarzałą (co prawda to prawda), ale jednak. W końcu od 2013 roku, niezmiennie tkwię w szkole średniej… w nieco zmienionej roli, niż za czasów szczenięcych, ale to nadal liceum.
A wszystko zaczęło się w 2020 roku… no dobra, wcześniej, ale nie wracajmy już do tego. Po uprzednim rozesłaniu tony CV do przeróżnych miejsc, dostałam pracę poza szkołą. Jaka to była radość! W końcu w tamtym momencie mojego życiorysu o niczym innym nie marzyłam, jak właśnie o ucieczce ze szkoły. Miałam już dość – całokształtu.
źródło: drdivaphd.wordpress.com/2012/10/08/fed-up-is-not-giving-up-its-getting-up/
Można powiedzieć, że w podskokach opuszczałam budynek ostatniego dnia przed świętami, właściwie ze 100% pewnością, że to jest już zamknięty rozdział mojego życia. Nadszedł czas na nowe! Ahoj przygodo!
Pierwsze trzy miesiące rzeczonej przygody były niezwykle… jakby to powiedzieć… nudne. Działo się w zasadzie nic, oprócz tego, że moja przełożona była najbardziej wkurzającą osobą pod polskim słońcem. Nie będę tu wracać do opisów tego, co było tak denerwujące, bo jeszcze mi ciśnienie skoczy, a od tego do bólu głowy już tylko jeden krok – pozwolę sobie zaoszczędzić cierpienia.
źródło: www.clipartkey.com/view/bhmiih_transparent-crazy-hair-clipart-pulling-hair-out/
A po tych trzech, jakże emocjonujących miesiącach na świecie nastąpiła…. czarna dziura. A ja? A ja właśnie zmieniłam pracę. No wiem, moment wprost idealny. Cały świat się zamyka, ludzie jeszcze bardziej zaczynają unikać kontaktów społecznych, zamykają się w domach na home office, a ja radośnie wkraczam na pokład nowego zakładu pracy. W budynku cisza jak makiem zasiał, niemal słychać przelatującą w pokoju obok muchę. W biurze osób obecnych (łącznie ze mną) tyle ile palców u jednej ręki.
źródło: imgflip.com/memetemplate/134192152/Empty-Office
W skrócie mogę powiedzieć, że praca w czymś na kształt korpo nie jest dla mnie. Na własnej skórze przekonałam się, że stanowisko, na którym jesteś tzw. „przynieś, wynieś, pozamiataj” tak bardzo kłóci się z całym moim jestestwem, że to się w głowie nie mieści. Wiem już, ze 100% pewnością, bo wcześniej miałam jeszcze jakąś nadzieję, że fakt iż człowiek jest wykształcony nie oznacza, że jest, nie tyle inteligentny, a mądry. Zaczęłam się tam zastanawiać jak ci ludzie radzą sobie w życiu, gdy przytrafi im się takie nieszczęście jak, no nie wiem, dajmy na to cieknący kran. Czy dzwonią do mamusi i żądają pomocy, zamiast samodzielnie ogarnąć temat?
Niestety okazało się również, że codzienne, 8-godzinne siedzenie przed komputerem ma katastrofalny wpływ na mój kręgosłup. Skończyło się 2-miesięcznym zwolnieniem lekarskim, wędrówkami po lekarzach i miesiącu rehabilitacji (która pomogła… na miesiąc).
źródło: www.considerable.com/health/pain-management/chronic-neck-pain/
Ale jakby się tak dokładniej przyjrzeć, ten pandemiczny rok nie był aż tak tragiczny jakby to się mogło wydawać z powyższego opisu. Tak, człowiek utknął w domu i zapomniał jak wygląda drugi człowiek, może trochę zdziczał… ale były też dość pozytywne wydarzenia.
Otóż skończyłam studia podyplomowe. Wiem, że z J miałyśmy umowę, że jak któraś wpadnie na genialny pomysł, żeby pójść na kolejną podyplomówkę to ta druga ma ją „naprostować” odpowiednio kijem baseballowym. Ale ubłagałam J, żeby się zlitowała i mnie nie biła. I dobrze. Studia bardzo mi się podobały i serio dużo się nauczyłam, a chyba o to chodzi, jak człowiek postanawia studiować. Potem wybrałam się na kurs tłumaczeń filmowych, na który czekałam gdzieś od roku. OMG!! Ten kurs był MEGA! Jedyny minus to to, że trzeba było go realizować w wersji online (pandemia, lockdown i takie tam). Muszę przyznać, że zakochałam się w tej konkretnej formie tłumaczeń i w związku z tym zrodziło się nowe marzenie: zostać tłumaczem filmowym/telewizyjnym. Muszę tylko opracować plan jak to marzenie zrealizować. Na razie w ramach wolontariatu przetłumaczyłam dwie piosenki z musicalu, który ma zostać wystawiony na deskach teatru gdzieś w rejonie późnej wiosny (oby). Tak, mała rzecz, ale cieszy przeogromnie J
Rok 2020 okazał się również być rokiem, w którym doznałam swego rodzaju olśnienia. Okazało się, że praca w szkole jest jednak tym, co powinnam robić w życiu. Najwyraźniej potrzebowałam chwili wytchnienia, odpoczynku… potrzebowałam się nieco zdystansować.
I oto jest rok 2021. I oto jestem ja – nauczycielka (znowu), a może za jakiś czas też tłumaczka…? Who knows
Keep Calm and Carry On 🙂