Cały świat trąbi o wzmożonym zachorowaniu, oczywiście część państw otwiera szkoły, lekcje odbywają się stacjonarnie, efekty możemy zobaczyć w mediach, ponowne zamknięcie szkół, zwiększona liczba przypadków zachorowań w środowisku szkolnym. Jak ma to wyglądać w Polsce?
Jestem nauczycielem, na bieżąco weryfikuje doniesienia mediów, czytam rozporządzenia wprowadzane przez MEN, staram się śledzić na bieżąco zalecenia GIS i WHO. Jak wiemy to co mówi WHO, często nie ma odzwierciedlenia w zaleceniach wewnątrzpaństwowych lub pojawiają się te informacje ze znaczącym opóźnieniem. Jestem też rodzicem, który w tym roku chciał wysłać dziecko do przedszkola, pomijając kwestie dostania się do przedszkola jako wyczyn ponad miarę, to chciałabym wiedzieć jak ma wyglądać wszystko co przyjęcia, organizacji zajęć czy adaptacji ma wyglądać. A zwlekanie do ostatnich dni z takimi rzeczami to jest coś niedopuszczalnego.
Wracając do meritum, mamy rozpocząć lekcje, normalnie, bez obowiązku zasłaniania ust, nosa. W normalnych warunkach, przy pełnych klasach, przerwach normalnie zorganizowanych. To ja się pytam dlaczego do urzędu nie można tak po prostu wejść? Dlaczego w sklepie nie chcą obsłużyć kogoś bez maseczki? A do lekarza się nie dostaniesz normalnie, najpierw musisz odbyć teleporadę?
Jestem naprawdę zaniepokojona, bo owszem ja mam stałą liczbę „petentów”, a nie ja w urzędzie codziennie ktoś inny, ale skąd ja mam wiedzieć z kim się spotykają moi uczniowie, czy przestrzegają obostrzeń chociażby w komunikacji miejskiej? A przecież łańcuszki mogą być dość długie… Nie mówiąc o tym, że zasady o których mówi Ministerstwo: odległości, nie dotykanie nosa, ust czy oczu są absurdalne. Powiedz dziecku 8 letniemu nie kichaj i nie drap się po nosie?! Ja mam inną grupę wiekową uczniów, ale moi na bank właśnie jak usłyszą taki tekst: nie dotykaj to właśnie dotkną, patrząc na Ciebie szeroko otwartymi oczami, z szyderczym uśmiechem na twarzy…Skąd to wiem, bo jak czekaliśmy na decyzje czy szkoły (by the way przy ilości 9 przypadków na dobę, a nie 700/800 zachorowań) zostaną zamknięte, moi uczniowie nagle niz gruszki ni z pietruszki zaczęli gadać, a to, że tatuś właśnie wrócił z delegacji, a to ktoś obłożnie chory leży w łóżku, nie mówiąc już o wymuszonym kaszlu i udawaniu gorączki….
I tak w mojej maleńkiej sali, w której w normalnej sytuacji są dwa rzędy ławek, po 4 ławki w rzędzie, oddzielone przejściem około 50 cm, będzie normalna liczba uczniów, każdy koło każdego. Bez maseczek zaznaczmy, bo idąc za tym co mówi Pan Miłościwie Nam Panujący Minister: ściany szkoły przecież nie zarażają….
Chwytam się za głowę, przysłowiowo z niej rwąc włosy, jak najpierw słyszę, że sytuacja jest opanowana, krzywa zachorowań wypłaszczona, można wrócić do normalności, a za chwilę pojawia się inny urzędnik państwowy, który w swojej wypowiedzi mówi o maseczkach, dezynfekcji, limitach petentów, tam gdzie można kierowaniu pracownika na home office… Jak to ma się wszystko trzymać kupy…
Nie mówiąc już o tym, że jako szary obywatel, mam wrócić do pracy, w której tak na serio mamy dezynfekować ręce, bo o dezynfekcji sprzętu co przerwa raczej nie ma mowy, ograniczone ilości woźnych, nauczyciele mają dyżury, no nie sklonujemy pracowników. I po pracy wracam do domu, do trzylatki i innych osób, które mają choroby jak to ładnie brzmi na tych cudnych statystykach – współistniejące. I powiem szczerze, boje się o nich, nie o siebie.
Tak znajdą się głosy, pandemii nie ma, bo wirusa nie widać, a potem ten sam ktoś idzie do kościoła i wierzy w Boga (nie podważam wiary, żeby nie było), którego też nikt nie widział….Albo jeszcze inni, którzy i owszem wiedzą, że wirus jest i jest niebezpiecznie, ale trzeba nauczyć się z nim żyć. A i owszem, zapewne trzeba się nauczyć żyć, ale jak wszystko spada na szaraków, nikt nie będzie za nic odpowiadał, zasady są dziwne i mające mało wspólnego z realiami, to czuję się jakby mnie wysyłano na front walki z niewidzialnym wrogiem, albo na pożarcie lwom (wybierz dowolne). I co prawda nie walczę na froncie, bo ani lekarzem nie jestem, ani w wojnie nie brałam udziału więc co ja tam wiem…Ale wiem, że te wszystkie dziwne zagrania powodują u mnie stan niepokoju.
I niech się znajdzie ktoś kto mnie zapewni, że wszystko jest dograne, zakażenie jest niemalże niemożliwe. Bo słowa jednej z Pań na jednej z konferencji MEN: „myśl pozytywnie, bo się dostaje to o czym się myśli” – mnie nie przekonuje, ba, rodzi mi się pytanie co na to Ci wszyscy pacjenci pod respiratorem, wychodzi na to, że właśnie o tym ciągle myśleli…..
A teraz… idę się zaopatrzyć w milion masek, przyłbic i hektolitry płynów do dezynfekcji…
Keep Calm and Carry On…