Miałam dziś pisać artykuł z przepisem kulinarnym, choć kulinarny w moim wykonaniu to brzmi dość niezwykle….Ale nie, od czwartku mamy wprowadzoną kwaratannę społeczną, szkoła jest zamknięta, a mnie przyszło pracować zdalnie! Tak, uczę przez maile!
I powiem Wam, że jak to piszę jest poniedziałek i już to wiem, że osiwieję….Dzisiaj wszystkie znaki na niebie mówią, że niestety potrwa to dłużej niż dwa tygodnie…
Jak wygląda zdalna praca, naszykowałam sobie maile do końca tygodnia, ale, żeby nie było, że dzieci powiedzmy, że coś robią, poprosiłam ich o przesył „dowodów”, o jakaż ja głupia jestem!!! Teraz ciągle dostaję jakieś maile do sprawdzenia…. Co kilka sekund od momentu wstania do momentu zaśnięcia podchodzi mała trzylatka i wymaga niezłej atencji, a niestety cały dzień nie będzie przecież oglądać bajek….
Więc przysłowiowo: lewą ręką piszę maile, prawą mieszam ciasto naleśnikowe, nogą zabawiam dziecko, uważając jednocześnie na błędy w korespondencji i brak oparzeń o patelnię, o dziecku nie wspominając:)
Szukacie sposobów na zabicie czasu z brzdącem? Czytanie książek, bieganie po domu, choć grozi upadkiem, tańce, hulanki, wspólne gotowanie, zabawa we wszystko co możliwe, eksperymenty kuchenne i inne, zabawa w wannie czy też malowanie, a raczej brudzenie się farbami….Co nie chcecie tak jest:D
Wracając do tak zwanego home office – co za człowiek wymyślił zasady do pracy z domu, posiadając dzieci?!?! Ja mu gratuluję!!! Niech tu przyjedzie i wyjaśni niespełna trzylatce, że mama od do musi siedzieć przy kompie i stukać w klawiaturę, nie mówiąc już tejże trzylatce co to znaczy #cichezabawy?!?!?
Ten kto ma dzieci ten wie, że to jest istny hard core, niemożliwe do zrealizowania. I szczerze mówiąc wydaje mnie się, że padnę na zęby prędzej niż myślę.
Do tego milion maili, które udowadniają, że młodzież nie czyta ze zrozumieniem. Że właściwie myślą, że wszystko im się należy, a ten czas to czas wolny od obowiązków. I walcz z takimi?!
Już nie mówiąc, że informacje ze świata nie są optymistyczne i w związku z tym jeszcze bardziej się odechciewa przy tym nakładzie dziennych obowiązków. I do tego wszystkiego – jakim cudem nie ma tamponów w drogerii?! JA kumam papier toaletowy, chusteczki, mydło, ale tampony? Serio, nagle wszyscy szykują się na apokaliptyczny scenariusz, na lata zamknięcia w domu i muszą mieć zapas gdyby coś?!
Obym dotrwała, bo osiwieć to na bank osiewieję!
A teraz….Keep Calm and Carry On:)